piątek, 16 stycznia 2015

Styczniowe dzień dobry :)

Witamy najserdeczniej jak się da w Nowym, 2015-ym Roku! Korzystając z okazji, trzeba sobie dobrze życzyć i kto by się tam przejmował ponad dwutygodniowym poślizgiem - w końcu jesteśmy we Włoszech, mamy czas :)  A zatem:

Świętego spokoju,
 czasu na wszystko, 
 dobrych ludzi i dobrych dni, 
odwagi do podejmowania trudnych decyzji, 
siły do wytrwania w postanowieniach,
 pięknych podróży marzeń
 (chociażby tych palcem po mapie),
 dużo słońca, półek uginających się od wspaniałych książek, 
lodówki pełnej smakołyków i głowy pełnej pomysłów!
 I zdrowej porcji śmiechu - 20 minut dziennie, codziennie! 

Tego życzy Wam nasza Erasmusowa Rodzinka, która nareszcie jest znów w komplecie. Całe i zdrowe po świątecznych rozjazdach, wycieczkach, wizytach gości z kraju i ze świata, nockach na lotniskach, dworcach, zmaganiem się ze strajkami pilotów, huraganami, walizami, niedziałającą pralką, pierwszym od 10 lat śniegiem w Mesynie* i wielu innych przygodach, siedzimy (albo chociaż próbujemy) nad książkami, odliczamy dni do kolejnych egzaminów i cieszymy się, że w końcu jesteśmy wszystkie razem. Wszędzie dobrze, ale razem najlepiej :)

Świąteczne akcenty w Mesynie były chwilami dość zabawne :D Co kraj, to obyczaj. Wesoło gibający się przed jednym z salonów fryzjerskich Mikołaj trzymał w rękach kartkę głosząca, że w tak dobry nastrój wprawiła go właśnie wizyta w tymże salonie, a kilka kroków dalej z wystawy uśmiechał się do nas taki oto Jegomość:

 Co innego mógłby jeść włoski Święty Mikołaj? 


Śmietnik w klimacie iście bożonarodzeniowym 
(Gwoli ścisłości jest to stała ekspozycja, zaobserwowana już w październiku) :-)


A tak oto prezentował się w Mesynie najprawdziwszy śnieg!







Po dwóch dniach słońce zdecydowało się grzać dalej. Po śniegu nie została choćby nawet jedna kałuża :) Całę szczęście kilka dni wcześniej, przed pogodową niespodzianką, zapadła niełatwa decyzja: RWIEMY WSZYSTKIE!!! I tak oto w naszej kuchni znalazły się przepastne siaty pomarańczy, które wcześniej zdążyły być już limonkami, cytrynami, bergamotkami i mandarynkami :P Na oko jakieś 15 kg!

Część grudniowych zbiorów :)

Do śniadania opijaliśmy się świeżo wyciskanym sokiem, a teraz zajadamy się przepyszną domową konfiturą, którą zrobiła babcia Germano. Produkt tylko dla prawdziwych pomarańczowych smakoszy - raczej nie każdemu przypadnie do gustu, bo dość mocno czuć skórkę! Dla nas idealna do gorącej herbatki, a ze szczyptą cynamonu to już w ogóle niebo w gębie :) Jeżeli uda mi się zdobyć przepis, na pewno go tu zamieszczę. Podczas gdy pomarańcze moczyły się w wannie, mnie wywiało do Rzymu, Jolę i Karolę do Polski, a na straży naszego domostwa została Marta :) Ostatni wspólny wieczór Starego Roku był przewspaniały i na samo wspomnienie cieszę się jak głupia. Dziewczyny zgotowały mi przedterminową urodzinową niespodziankę, której się naprawdę w ogóle nie spodziewałam. Było wszystko, o czym marzyć można by było: element zaskoczenia, świeczkowy nastrój, tort (czyli lasagne), drineczki, super prezent, śmichy chichy, babskie ploteczki, a na koniec kino bambino w świątecznym klimacie dzwoneczków :D 



Tymczasem za pasem już połowa stycznia, przed nami nauka i egzaminy. Wszystkim studentom na czas sesji - in bocca al lupo! Będziemy sprawdzać, czy taktyka "na pandę" znana jest na Sycylii. Damy znać :) 
A. 




*Szczerze mówiąc, jest to kwestia co najmniej sporna. Jedni mówią, że od 30 lat, drudzy, że od 20, inni, że od 15, a jeszcze inni, że od kilku lat pada co roku. Tak czy inaczej było to dla lokalnych mieszkańców wielkie wydarzenie, źródło radości i temat do rozmów na kilka dobrych tygodni :-) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz