czwartek, 25 grudnia 2014

Buon Natale !

Kochani, w ten Bożonarodzeniowy poranek cała załoga siczilito składa Wam i Waszym bliskim najszczersze życzenia zdrowia, miłości, radości i wszelkiej pomyślnosci! Niech te dni będą pełne magii, uśmiechu, rodzinnego ciepła i wspaniałych chwil. Buone Feste!


Wracamy po Świętach z nowymi opowieściami!



sobota, 6 grudnia 2014

Szlakiem najpiękniejszych włoskich zakątków (cz.1)

Przyszedł do Was dziś Mikołaj? :) Nam przyniósł pierwszy rachunek za prąd. Kto uważa, że w Polsce energia elektryczna jest droga, niech się pocieszy - tu jest dużo gorzej! Co więcej, system jest taki, że im więcej zużywasz, tym droższą masz taryfę. Po głębszym namyśle jestem w stanie zrozumieć takie podejście do konsumpcji, ale nie zmienia to faktu, że trzeba będzie chyba zacząć praktykować przymusowe romantyczne wieczory przy świecach. Póki nam jeszcze nie odcięli tego prądu, to muszę korzystać ile się da, zatem do roboty ;)

Podczas wycieczek rzucił mi się w oczy pewien znaczek, a wyglądał on tak:


Okazało się, że jest to herb założonego w 2001 roku stowarzyszenia, które zrzesza najpiękniejsze włoskie miasteczka. Dziś liczy 217 miejscowości, mniej lub bardziej znanych, z czego na Sycylii znajdziemy aż 17: Castelmola, Castiglione di Sicilia, Castroreale, Cefalù, Erice, Ferla, Gangi, Geraci Siculo, Montalbano Elicona, Monterosso Almo, Novara di Sicilia, Petralia Soprana, Sambuca di Sicilia, San Marco d'Alunzio, Savoca, Sperlinga i Sutera. Do lutego na pewno spróbujemy gdzieś jeszcze się wybrać :)

Nie wiem czy wiecie, ale istnieje szansa, że Savoca jest Wam trochę znana ze srebrnego ekranu - pod warunkiem, że oglądaliście "Ojca chrzestnego" :) Pamętacie scenę w barze, gdzie Michael i jego sycylijscy kompani rozmawiali z ojcem Apolonii? Kręcono ją właśnie tam :) Do Savoki dostać się można z miasteczka Santa Teresa di Riva (dokąd można dojechać pociągiem), stamtąd trzeba urządzić sobie miły, ok.4-kilometrowy spacer pod górkę asfaltową serpentyną. 



Na szczęście droga była mało uczęszczana, minęło nas tylko kilka samochodów. Spotkałyśmy za to piękne konie, znalazłyśmy cmentarzysko starych znaków drogowych, najprawdziwszą sycylijską willę z basenem i siłownię na świeżym powietrzu, a ja upolowałam swoją pierwszą w życiu opuncję prosto z kaktusa (a kolce z dłoni wyciągałam przez kolejne dwa dni :p)

 Willa z basenem jak się patrzy :) 


 Ogrodowa siłownia :)


 Jola zaprzyjaźniała się z konikiem,

a ja z opuncją :D

Na ostatnie kilkaset metrów wspinaczki udało się nam złapać stopa. Przemiła Pani dobrze po 60-tce wysadziła nas w jednym z najbardziej malowniczych sycylijskich miasteczek. Nic dziwnego, że Coppola wybrał ten zakątek wyspy. Nie mogło się obyć bez kawy w barze "Vitelli"! Kto oglądał, tem bez problemu pozna te kąty :) 








W barze nie było nikogo oprócz nas i ... kotów, łasych na drapanie za uszkiem :) Pogoda jak zwykle trafiła się nam wyśmienita i spokojnie można było sobie siedzieć na zewnątrz, prawie przy tym samym stoliku, co Michael Corleone :) Wnętrze baru robi wrażenie. Obok kadrów z filmu, na ścianie można znaleźć nawet drzewo genealogiczne mafijnej Rodziny :D 









Potem przyszedł czas na leniwe włóczenie się po uliczkach i zakamarkach. Miasteczko wyglądało na niemal wyludnione, co dodawało mu tylko uroku. W powietrzu było czuć taką niesamowitą atmosferę, a widoki z każdym krokiem były coraz piękniejsze. Mogłabym tam łazić godzinami, a i tak by mi było mało...





















 Chiesa San Giovanni ... :)

 Chiesa San Giovanni - wnętrze 










Zaczęło się ściemniać i trzeba było jakoś wrócić do domu. Ale jak? Autobusy po sezonie nie kursują (o czym dowiedziałyśmy się dopiero na miejscu), zostały zatem dwie opcje: autostop albo spacer :)
W poszukiwaniu porady/pomocy/przyjaźni wśród lokalnych, zawędrowałyśmy do niesamowitego garażu, pełnego skuterów, motocykli, pamiątek i naklejek z ostatnich trzech dekad :-) Przesympatyczny właściciel tego przybytku zaoferował się, że nas podwiezie do Santa Teresy, a w międzyczasie pokazał perłę swojej kolekcji - najprawdziwszego Rolls Royce'a. Może nie skorzystałybyśmy tak lekkomyślnie z tej propozycji, gdyby nie to, że chwilę później nadjechali carabinieri, którzy wychwalali pod niebiosa dobroć serca naszego nowego znajomego. Poinstruowali nas też, żeby bardzo na siebie uważać, nie rozmawiać z nieznajomymi i nie ufać ludziom, bo są to tereny bardzo niebezpieczne. Ciężko w to wszystko wierzyć, bo póki co mamy zupełnie odwrotne doświadczenia, ale ostrożności nigdy za wiele. Właściciel super garażu odwiózł nas do Santa Teresy, dał nam swój numer telefonu i kazał do siebie dzwonić, kiedykolwiek będziemy w okolicy i będziemy czegoś potrzebować :)  




PS

Z pamiętnika młodego filologa: w Savoce spotkała nas śmieszna przygoda. Niektórzy (w tym carabinieri) nie rozumieją formy grzecznościowej! :-D Kolega stąd wyjaśnił nam, że jak już, to używa się tu drugiej osoby liczby mnogiej, a nie trzeciej pojedynczej :) Ogólnie niezły ubaw :D Jakby się tak na tym zastanowić, to w polskim też istnieje coś takiego, jak "Co Wy tam Babciu robicie?" :) A u nas było tak: w odpowiedzi na na moje pytanie "Czy był Pan kiedyś w Polsce?" usłyszałam "Eeeee? Ale który Pan? Mój kolega?" :D I to na pewno nie był żart :) 

PPS

Do wszystkich słuchaczy Trójki: słyszeliście może kiedyś korespondencję pana Marka Lehnerta o pewnym sycylijskim miasteczku, z którego uciekł burmistrz wraz z współpracownikami, przehulawszy wcześniej wszystkie publiczne pieniądze? Niestety nie zapamiętałam nazwy miejscowości, ale wszystko wskazuje na to, że chodzi właśnie o Savokę. Właściciel garażu opowiadał nam, że lokalne władze przejadły, przepiły i przebalowały wszystkie pieniądze przeznaczone na odnawianie XIV-wiecznych zabytków, po czym uciekły i tyle ich widziano. Trochę to nieprawdopodobne w dobie satelit i nie wiem ile w tym prawdy, ale na Sycylii chyba już mało co mnie zdziwi:)