czwartek, 22 stycznia 2015

O mesyńskich nieszczęściach

Ahoj! Pamiętacie jeszcze o Waszych emigrantkach? Co prawda pilnie się uczymy, ale nie musimy nawet wychodzić z domu, żeby dopadły nas przygody, one znajdują nas same! Na przykład we wtorek rano o 8:21. Małe terremoto (trzęsienie ziemi) o sile 3,1 w skali Richtera teoretycznie nie powinno być w ogóle odczuwalne przez ludzi, jednak było na tyle silne, żeby obudzić naszą Martę i poprzestawiać jej parę mebli w pokoju :D Koleżanki mieszkające w blokach na wyższych piętrach mówiły, że też najadły się strachu. Ja niestety przespałam to wydarzenie. Ciekawe, co jeszcze się nam tu przytrafi? Mini-cyklon, pierwszy od X lat śnieg na wyspie, teraz to... Będzie co wspominać!

(źródło: http://www.centrometeoitaliano.it/)

Tymczasem poszperałam tu i tam, robiąc sobie małą podróż w czasie. Wiedziałyśmy, że historia Mesyny nie należy do najszczęśliwszych, ale nie miałam świadomości rozmiarów  tych nieszczęść. Na szczęście za każdym razem Mesyna podnosiła się z gruzów jeszcze silniejsza, a mieszkańcy dawali przykład niezłomności i stalowej siły ducha.

To właśnie w Mesynie, jesienią 1347 roku, odnotowano pierwszy w Europie przypadek dżumy. Zaraza rozprzestrzeniła się błyskawicznie na całym kontynencie, zabijając w ciągu 5 lat prawie jedną trzecią ludności. Śmiercionośną chorobę miała przywlec na Sycylię karawana genueńskich statków kupieckich powracająca z Morza Czarnego.

W lutym i marcu roku 1783 miasto doświadczyło serii 5 trzęsień ziemi. Podaje się, że wstrząsy miały siłę nawet do 7 stopni w skali Richtera, a po każdym z nich następowały sięgające kilkunastu metrów fale tsunami. Na całym obszarze dotkniętym nieszczęściem życie straciło od 30 do 50 tys. osób. Poniżej zniszczone miasto widziane oczami osiemnastowiecznych artystów (wszystkie poniższe obrazki i zdjęcia znalazłam w sieci):




125 lat później, 28 grudnia 1908, miasto nawiedziło kolejne trzęsienie ziemi. Bez wątpienia był to najtragiczniejszy poranek w całej historii Mesyny. Trwający 37 sekund wstrząs o sile 7,2 w skali Richtera zabrał życie ponad 80 tysiącom mesyńczyków (55% ówczesnej populacji miasta) i zmiótł miasto z powierzchni ziemi (przetrwało zaledwie 2% budynków). To nieszczęście określane jest jako jeden z największych kataklizmów XX wieku, jakie dotknęły Europę. Epicentrum wstrząsu była Cieśnina Mesyńska, a jego konsekwencją sięgające 12 metrów fale tsunami, które zniszczyły nie tylko Mesynę, ale też okoliczne wioski i miasteczka. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy na gruzowiskach rozpętał się ogromny pożar, z więzień pouciekali skazańcy, a zdezorientowani mieszkańcy uciekali się do kradzieży, gwałtów i morderstw. Z pomocą zrujnowanemu miastu pospieszyła cała Europa wraz z rosyjskimi i amerykańskimi okrętami. Wielu ludzi wyemigrowało za Wielką Wodę. Odbudowa miasta trwała do 1920 roku.

















Odbudowane z mozołem miasto nie długo mogło się cieszyć nowym blaskiem. W 1943 roku poważnie ucierpiało w trakcie bombardowań alianckich.








Początek wieku XXI nie był dla Mesyny łaskawszy. W latach 2009 i 2011 miasto ucierpiało na skutek gwałtownych ulew, powodzi i lawin błotnych, które pochłonęły wiele ofiar wśród cywilów i służb niosących pomoc.










Miejmy nadzieję, że los nie szykuje Mesynie kolejnych nieszczęść. Dziś miasto ma się dobrze, a ryczący codziennie w południe lew przypomina mieszkańcom o tym, że są nie mniej odważni :)

A my się dalej uczymy i staramy się nie myśleć o tym, że za kilka tygodni trzeba będzie się pakować i wracać do Polski. Ktoś kiedyś ponoć powiedział, że Erasmus tak naprawdę nigdy się nie kończy. Oby miał rację :)

PS

Złożyliście już życzenia Babciom i Dziadkom :-) ? We Włoszech Dzień Dziadków obchodzony jest dopiero od roku 2005 (w Polsce od lat 60. XX wieku) i przypada 2-go października - w święto Aniołów Stróżów. Wszystkim Babciom i Dziadkom z całego świata, nie tylko tym polskim i włoskim, składamy najlepsze życzenia! 




piątek, 16 stycznia 2015

Styczniowe dzień dobry :)

Witamy najserdeczniej jak się da w Nowym, 2015-ym Roku! Korzystając z okazji, trzeba sobie dobrze życzyć i kto by się tam przejmował ponad dwutygodniowym poślizgiem - w końcu jesteśmy we Włoszech, mamy czas :)  A zatem:

Świętego spokoju,
 czasu na wszystko, 
 dobrych ludzi i dobrych dni, 
odwagi do podejmowania trudnych decyzji, 
siły do wytrwania w postanowieniach,
 pięknych podróży marzeń
 (chociażby tych palcem po mapie),
 dużo słońca, półek uginających się od wspaniałych książek, 
lodówki pełnej smakołyków i głowy pełnej pomysłów!
 I zdrowej porcji śmiechu - 20 minut dziennie, codziennie! 

Tego życzy Wam nasza Erasmusowa Rodzinka, która nareszcie jest znów w komplecie. Całe i zdrowe po świątecznych rozjazdach, wycieczkach, wizytach gości z kraju i ze świata, nockach na lotniskach, dworcach, zmaganiem się ze strajkami pilotów, huraganami, walizami, niedziałającą pralką, pierwszym od 10 lat śniegiem w Mesynie* i wielu innych przygodach, siedzimy (albo chociaż próbujemy) nad książkami, odliczamy dni do kolejnych egzaminów i cieszymy się, że w końcu jesteśmy wszystkie razem. Wszędzie dobrze, ale razem najlepiej :)

Świąteczne akcenty w Mesynie były chwilami dość zabawne :D Co kraj, to obyczaj. Wesoło gibający się przed jednym z salonów fryzjerskich Mikołaj trzymał w rękach kartkę głosząca, że w tak dobry nastrój wprawiła go właśnie wizyta w tymże salonie, a kilka kroków dalej z wystawy uśmiechał się do nas taki oto Jegomość:

 Co innego mógłby jeść włoski Święty Mikołaj? 


Śmietnik w klimacie iście bożonarodzeniowym 
(Gwoli ścisłości jest to stała ekspozycja, zaobserwowana już w październiku) :-)


A tak oto prezentował się w Mesynie najprawdziwszy śnieg!







Po dwóch dniach słońce zdecydowało się grzać dalej. Po śniegu nie została choćby nawet jedna kałuża :) Całę szczęście kilka dni wcześniej, przed pogodową niespodzianką, zapadła niełatwa decyzja: RWIEMY WSZYSTKIE!!! I tak oto w naszej kuchni znalazły się przepastne siaty pomarańczy, które wcześniej zdążyły być już limonkami, cytrynami, bergamotkami i mandarynkami :P Na oko jakieś 15 kg!

Część grudniowych zbiorów :)

Do śniadania opijaliśmy się świeżo wyciskanym sokiem, a teraz zajadamy się przepyszną domową konfiturą, którą zrobiła babcia Germano. Produkt tylko dla prawdziwych pomarańczowych smakoszy - raczej nie każdemu przypadnie do gustu, bo dość mocno czuć skórkę! Dla nas idealna do gorącej herbatki, a ze szczyptą cynamonu to już w ogóle niebo w gębie :) Jeżeli uda mi się zdobyć przepis, na pewno go tu zamieszczę. Podczas gdy pomarańcze moczyły się w wannie, mnie wywiało do Rzymu, Jolę i Karolę do Polski, a na straży naszego domostwa została Marta :) Ostatni wspólny wieczór Starego Roku był przewspaniały i na samo wspomnienie cieszę się jak głupia. Dziewczyny zgotowały mi przedterminową urodzinową niespodziankę, której się naprawdę w ogóle nie spodziewałam. Było wszystko, o czym marzyć można by było: element zaskoczenia, świeczkowy nastrój, tort (czyli lasagne), drineczki, super prezent, śmichy chichy, babskie ploteczki, a na koniec kino bambino w świątecznym klimacie dzwoneczków :D 



Tymczasem za pasem już połowa stycznia, przed nami nauka i egzaminy. Wszystkim studentom na czas sesji - in bocca al lupo! Będziemy sprawdzać, czy taktyka "na pandę" znana jest na Sycylii. Damy znać :) 
A. 




*Szczerze mówiąc, jest to kwestia co najmniej sporna. Jedni mówią, że od 30 lat, drudzy, że od 20, inni, że od 15, a jeszcze inni, że od kilku lat pada co roku. Tak czy inaczej było to dla lokalnych mieszkańców wielkie wydarzenie, źródło radości i temat do rozmów na kilka dobrych tygodni :-)